niedziela, 30 października 2016

Filmy akcji nie istnieją.





Życie musiało być potwornie nudne kiedyś, w czasach przed śmiesznymi filmikami, serialami, gazetą, prawda?

Ludzie kochają nudne rzeczy. Kochają je tak bardzo, że każdy pomysł “ZRÓBMY COŚ PIERDOLNIĘTEGO CO ZEDRZE LUDZIOM ROGÓWKI Z OCZU, USMAŻY W PANIERCE I PODA NA WINYLU MASTODONA” kończy się na paru momentach winylu mastodona zatopionych w grubej warstwie artystycznego styropianu w formie różnych wstępów, zakończeń, rozbudowań, krępującej ciszy i innych rzeczy które są tam głównie dlatego, że no przecież tak powinno być, c’nie?

Filmy akcji są jak bejsbol.




Bejsbol to gra zawdzięczająca całą popularność słabej pamięci widowni. Większość meczu bejsbolu polega na gapieniu się na facetów leniwie pałętających się po zielonym romboidzie, w czasie gdy my fagocytujemy zbyt drogiego hot doga. Ponieważ to morderczo nudne, każdy wydala to ze swojej pamięci pikosekundę po opuszczeniu stadionu.

Co ludzie pamiętają, to krótkie momenty kiedy facet wybija piłkę w kosmos i inny koleś goni za nią z prędkością kangura w Porsche ryjącego pedałem gazu po świeżym asfalcie, bo to jest ekscytujące, na to każdy czekał! ...a całą resztę meczu wypiera z pamięci. Bo kto chce pamiętać rosnącą trawę i facetów na niej, kiedy można zapchać całe miejsce w mózgu akcjami rozpalającymi oczy jak 20 megaton?

Na trailerach filmów widać to wyjątkowo dobrze - to ekstrakty z tego co najlepsze w starannie wypastowanym produkcie, bo żadnego frajera nie kupią dwie minuty tego co w filmie dzieje się naprawdę. Tak naprawdę gadają. Postaci gadają bez końca, i nieważne czy to gadanie doprowadzi do aplikacji kapsułek ołowianych powlekanych miedzią doocznie, niebieskich na depresję, czerwonych na bieganie po ścianach albo kieliszka na zdrowie, przez większość filmu nie dzieje się nic.


I - analogicznie jak w przypadku mitycznego, amerykańskiego bejsbolu - ludzie zapominają o godzinie dialogu i idą powiedzieć wszystkim jak boskie 10 minut akcji właśnie obejrzeli.

Muzyka jako jedyna od czasów ludzi w śmiesznych perukach przeszła brutalną destylację. Muzycy odkrajali stopniowo kolejne nuty z swoich symfonii, a potem zorientowali się, że ich dzieło trwa 20 sekund, więc powtórzyli to samo trzy razy, nazwali to refrenem i zapełnili resztę beatem przeciwpancernym dla dodatkowej penetracji mózgownicy.

Tylko komedia traktuje to co robi śmiertelnie poważnie. Żarty padające zbyt często by przestać się dusić to podgatunek sam w sobie. Bo śmieszny film, który ma godzinę nieśmiesznych części to nie jest śmieszny film.

A co gdybym wam powiedział, że całe życie jest bejsbolem?



Ludzie jadą do kina obejrzeć 10 minut akcji, godzinę dialogu i dwie godziny ludzi na ulicy w drodze tam i z powrotem.


Ludzie pracują cały rok zbierając pieniądze, planują, lecą, dojeżdżają, odganiają natrętnych Arabów i wypacają wiadra na skwierczący piach.


Żeby popatrzeć na piramidę.


Przez pół godziny.


A potem to samo, w drugą stronę.


Żeby spotkać swojego ziomka i powiedzieć mu “Ej, stary, pojechałem do Egiptu i było okropnie, połowa ludzi śmierdziała, druga połowa chciała mnie okraść, a od upału zmieniłem się w kałużę”. Prawda? PRAWDA?


Życie jest nudne. Człowiek jedzie przez płaskowyż przeciętności - na oparach, pamięci że zrobił, widział, słyszał tę i tamtą fajną rzecz, i nadziei że zrobi ją jeszcze raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz