wtorek, 12 kwietnia 2016

Look Ivan, I made an art!

Nie wydawało wam się nigdy dziwne, że wszystkie rzeczy uznawane za wielką sztukę którą każdy powinien znać powstały zanim wasz dziadek był w ogóle myślą w mózgu Stwórcy? Albo że wszystkie wytwory dawnej kultury dają się łatwo wcisnąć w jakiś ładny szablon, nazwę epoki czy coś w tym stylu, a dzisiaj każdy robi jak mu się podoba?
To wszystko wiąże się z jednym, trudnym słowem dla nadętych ludzi
POSTMODERNIZM
Czym do czorta belzebuba jest postmodernizm? Żeby zrozumieć o co w nim chodzi, trzeba spojrzeć na różnicę między kiedyś a dzisiaj.

Przez większość historii ludzkości świat wyglądał tak, że liczne pospólstwo ryło kijkiem w ziemi albo lepiło cegły z błota, a elitarny ułamek społeczeństwa zajmował się wszystkimi bardziej ambitnymi zajęciami. Na każdego jednego wodza czy kapłana przypała stówka roboli. Do codziennych zmartwień ludzi należały – czy umrę za rok bo będzie susza oraz czy umrę jutro bo wrogie plemię nabije mnie na włócznię i wokół tego właśnie kręciła się kultura. Jedyne o czym ludzie marzyli, to żeby było chujowo, ale stabilnie - Boże spraw żebym nie żył w ciekawych czasach, żeby wszystko było jak zawsze, bo każdy odchył od normy był prędzej plagą niż postępem. Każde pokolenie żyło tak samo, jeśli twój dziad i pradziad lepił cegły, to i ty będziesz lepił cegły, i co najwyżej twój piecyk będzie trochę bardziej składny niż miał przodek.
Kultura stała w miejscu. Świat tłumaczono duchami i bogami, na nowe pomysły nikt nie wpadał, ludzie nie wychodzili ze swojej wsi i trzymali się starych tradycji. Świeżość wynikała co najwyżej ze spotkania innej kultury z jej własnymi skostniałymi przekonaniami, nazwania ich barbarzyńcami i przejęcia od nich jednej czy dwóch idei w trakcie nadziewania ich na włócznię.
Nie da się wytłumaczyć człowiekowi z antyku, średniowiecza czy renesansu pojęcia science fiction. Zmiany zachodziły z pokolenia na pokolenie. Panował PREMODERNIZM.


Ponieważ przez cały ten czas nie ustawał podział luda na możnych i hołotę, to cała kultura działała na dwóch kanałach - niskim i wysokim. Niski służył robolom za prostą uciechę, jakieś tam ludowe przyśpiewki i wzorki na garnkach. Tymczasem arystokracja, która miała czas i pieniądze żeby zajmować się bezużytecznymi rzeczami takimi jak sztuka i filozofia, próbowała prześcigać siebie nawzajem w tym jaka jest elitarna i wyrafinowana. Starożytni Grecy nie byli nacją Platonów i Archimedesów - byli nacją która kazała Sokratesowi się zabić bo był za mądry. Europa w renesansie nie miała fazy na humanizm, naukę i sztukę - fazę miały włoskie elity i inne elity które od Włochów zrzynały bo było to modne. Przeciętny chłop zauważył co najwyżej tyle, że teraz lepi cegły w mieście zamiast ryć kijkiem w ziemi na wsi, bo cała gospodarka rycia kijkiem przeniosła się za morze. Nawet jeśli przeciętny artysta żywił się mchem z ścian, to możni byli jego głównym targetem.
Nie znaczy to, że niskie klasy społecznie nie wyznawały żadnych wartości, ale w masowej świadomości ta kultura tworzona przez burżujów dla innych burżujów nadal jest reprezentacją całego tego czasu.
To zmieniło się z nastaniem oświecenia i rewolucji przemysłowej, kiedy po raz pierwszy jakiemuś siwemu dziadkowi zebrało się na wspomienia i stwierdził – eh, kiedyś to życie było inne. Zmiany przyspieszyły na tyle, że ludzie zobaczyli nagle jak świat zmienia się na ich oczach. Ocknęli się że skoro dzisiaj jest inne niż kiedyś, to jutro pewnie będzie jeszcze inne. Pojawiły się też IDEAŁY - ludzie potrafili zabijać i umierać już nie tylko za religię, ale też za naród lub równość wszystkich ludzi (tych niskich też).
Produktem społeczeństwa przemysłowego był MODERNIZM. W przeciwieństwie do premodernizmu, modernizm potrafił spojrzeć na samego siebie i wyciągnąć wnioski. Twórcy kultury stwierdzili, że da się ją zmieniać, i to stało się myślą przewodnią tego czasu. Zaczęto eksperymentować z filozofią, sztuką, literaturą, pojawiały się pomysły za które kiedyś w najlepszym wypadku zostawało się wioskowym głupkiem, a w trochę gorszym kończyło się pośrodku góry chrustu koło faceta z pochodnią. W duchu nowoczesności jakość i naśladowanie wzorów ustapiły oryginalności, dobre było to, co innowacyjne.


Modernizm napędzany był wynalazkiem Kartezjusza - ROZUMEM. Zamiast próbować rozciągać stare przekonania jak plandekę żeby pokryły całą rzeczywistość, zaczęto w końcu szturchać rzeczy kijem poznania i sprawdzać jak działają naprawdę. Kler stracił monopol na obiektywną prawdę, pojawiła się konkurencja w postaci uczonych, mierzących świat w precyzyjny sposób i wypruwających mu wnętrzności żeby popatrzeć jak działają.
Kolejnym definiującym modernizm wynalazkiem było bogactwo - po raz pierwszy w historii duże skupiska ludzi mogły żyć, no, powiedzmy że dostatnio. Bogactwo wymagało dużych nakładów przemysłowych i umysłowych – stąd też powstało zapotrzebowanie na to, by przeciętny robol był w stanie dodawać na palcach i czytać instrukcję obsługiwanych maszyn do grzebania kijkiem w ziemi. Narodziła się też klasa średnia, rzecz którą kiedyś nazwanoby zbyt bogatym chłopem lub zbyt biednym szlachcicem.
W ten sposób ściana między śmietanką i plebsem złamała się jak mur berliński i dobra kapitał tooo znaczy kulturowe dotychczas zarezerowane dla garstki snobów korzystających z długich słów stały się nagle czymś dostępnym dla całego społeczeństwa. Nowe media, jak radio, gazeta czy kino, były skierowane do każdego.
Ludzie byli już w stanie zrozumieć, a nawet wymyślić koncepcję science fiction. Wydawałoby się że świat stawał się coraz lepszy, a cała ludzkość dążyła świadomie albo i nie, ale do postępu. CO MOGŁOBY PÓJŚĆ NIE TAK?
Świetlana przyszłość okazała się nie nadejść – nadeszła za to PIERWSZA WOJNA ŚWIATOWA.


XIX wieczna mentalność spotkała XX wieczną technologię i razem poszły się wyżyć. Całe skumulowane bogactwo ludzkości spakowano w armaty i wystrzelono gdzieś pomiędzy Francją a Rzeszą Niemiecką. Wszystkie ideały - honoru, postępu technologicznego, wolnego rynku, wojny sprawiedliwej, narodu, doprowadziły nie do powstania utopijnej cywilizacji, ale maszynki do mięsa jakiej nikt jeszcze nie widział. Ludzie wyjeżdżali weseli na wojenkę, spodziewając się jej końca za kilka tygodni, a wracali dziurawi ciałem i duszą. Nie było zwycięzcy obwieszonego laurami jak choinka ani walki dobra ze złem - obie strony walczyły tylko dlatego, że kto pierwszy się podda dostanie po rzyci mocniej od drugiego.
Ludzkość zwątpiła we wszystko w co kiedyś wierzyła. Dokopała się zbyt głęboko, zdobyła wiedzę której być może nie chciała posiąść, i nagle odkryła że nic nie ma sensu, a życie w szczególności. Skoro cały świat się mylił, to jak ktokolwiek może mieć rację?
Anno domini 1917 - Marcel Duchamp postawił pisuar na piedestale i nazwał go sztuką jako błyskotliwy komentarz na temat rozumienia piękna. Świat wziął to dosłownie.


POSTMODERNIZM

Dzień dzisiejszy. Obiektywna prawda nie istnieje.
Panuje indywidualizm - gust, jak dupę, każdy ma własny i musi wystawić go światu. Każdy Seba może być artystą, sterta kamieni jego dziełem sztuki, a krytykami nerd na 4chanie i pan Kiepski przed telepudłem. Piękne jest wszystko to, co się komuś podoba, a kiedy wszystko jest piękne, to nic nie jest. Nie ma podziału na elitę i plebs. Każdy jest bogaty, może puszczać Mozarta z telefonu i wydrukować Mona Lisę na koszulce. Kultura jest produktem, takim jak kiełbasa i papier w kwiatki.
Współcześni burżuje wciąż aspirują do miana arystokracji, ale różnią się tylko ilością zer na koncie. Nie istnieje obiektywna jakość która mogłaby wyznaczyć kulturę wysoką, więc wyznacza ją elitarność. Dobry gajer jest dobry, bo nikogo na niego nie stać. Dobra sztuka jest dobra, bo jest dziwna i nikt jej nie rozumie. Elitę wyznacza nie jakość, ale izolacja.
Mamy egalitaryzm i nadwyżkę budżetową, więc kultura powstaje na masę. Nie ma żadnego kierunku, pożera sama siebie, każdy tworzy co mu przyjdzie do głowy. Parodia, pastisz i dekonstrukcja to już nie tylko dodatki do dużego produktu, ale produkt sam w sobie. Każdą rzecz rzuconą w otchłań kultury czeka tryliard przeróbek, głównie humoru ubogiego i lubieżnego, tworzonych przez fotelowych artystów. Do innych dzieł nawiązuje się nie żeby dodać coś cennego od siebie, ale żeby pokazać że się je widziało.
Kultura rośnie tworzona przez ludzi którzy nic o niej nie wiedzą dla ludzi takich samych jak oni. By być precyzyjnym - nie tyle rośnie, co tyje.

Ale kultura ma też szerszą definicję.
Postmodernizm odpowiada też za lewactwo. Skoro prawda nie istnieje, to nic już nie jest tym, czym jest - jest tym czym ludzie je nazwą. Zwierzę jest człowiekiem jeśli tak powie prawo, a człowiek zwierzęciem jeśli tak sobie uroi. Facet nie jest facetem bo jest - jest facetem bo sam tak twierdzi, i może być babą jeśli zmieni zdanie. Nie ma ras, płci ani narodów, jest tylko rasizm, seksizm i ksenofobia.
Ludzie wiedzą więcej niż potrafią zrozumieć. Nie ma ludzi renesansu, trudno być ekspertem poza jedną wąską dziedziną, mimo że wiedza wypływa już spomiędzy płyt w chodniku to nikt nie wie jak jej użyć. Korporacje duszą się pod danymi które same zebrały w próbach analizy rynku. Człowieka przerosła jego własna cywilizacja - nie wie jak działa maszyneria bez której jego życie nie mogłoby istnieć, a jest jej coraz więcej. Ludzie mają na to prosty sposób - w ogóle o tym nie myślą.
I to jest właśnie postmodernizm. Walka z nim to jak zatapianie statku szklanką. Albo czekaj, nie szklanką, łyżką, i nie statku tylko kontynentu, takiego w kij dużego, jak Rosja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz